Współpracy z ObywatelemHD ciąg dalszy.
Szymon popełnił kolejny tekst, a ja odwdzięczyłem się obrazkiem, do pomysłu Szymona.
Remedium na restart? Utrata pamięci krótkotrwałej!
Leonard Shelby, bohater filmu "Memento" Christophera Nolana, cierpiał na utratę pamięci krótkotrwałej. Podobnie jak Lucy Whitmore z "50 Pierwszych Randek". Ich smutna przypadłość może być niedługo wymarzoną chorobą fanów kina. Gdzie nie spojrzysz tam restart i remake. A jak nie, to sezonowe pomysły wałkowane do upadłego. Chyba czas na lobotomię.
Pierwszy raz to zjawisko zauważyłem w roku 1998. Miałem wtedy 14 lat, więc analiza czegokolwiek bardziej skomplikowanego niż przygody Beavisa i Butt-Heada było niezłym wyczynem. W tamtym roku na ekrany kin weszły dwa filmy: „Armageddon” i „Deep Impact”. Pierwszy z nich był typową dla Michaela Bay'a łupanką na temat asteroidy zbliżającej się do Ziemi. Drugi traktował o tym samym, ale był poważniejszy. Filmy wyszły w tym samym sezonie i oba nieźle się sprzedały. Napinający mięśnie Bruce „Yupikaiei, motherfucker!” Willis zarobił dla Armageddonu 553 miliony dolarów na całym świecie (przy budżecie 140 milionów). Z kolei wypinająca płaski tyłek Tea Leoni zgarnęła 349 mln dla „Deep Impact” (budżet nieznany). Trochę to smutne, że znowu lepiej zarobiła idiotyczna sieczka, ale nie to mnie zastanowiło. Ciekaw byłem jak to jest, że filmy o tej samej tematyce pojawiają się tak blisko siebie? Prowadziłem wewnętrzną dyskusję sam ze sobą o tym do czego
to doprowadzi. Dzisiaj już niestety wiem.
Restart remake'u prequela sequela
Hollywodzka choroba pamięci krótkotrwałej postępowała znacznie przez ostatnie lata. W 2008 roku oglądaliśmy „Incredible Hulka”, który co prawda nie odcinał się on całkowicie od „Hulka” z 2003 roku, ale zmieniał kilka faktów i nie był idealną kontynuacją. Co jest o tyle dziwniejsze, że pierwszy „Zielony Stwór” sprzedał się całkiem nieźle - 245 mln $ przy budżecie 137 mln. 100 milionów baksów przychodu to już za mało, by robić kontynuację z prawdziwego zdarzenia?
Choroba mózgu, o której mówię, nie dotyczy zresztą tylko filmów akcji. W tym roku Mila Kunis puszczała się bez zobowiązań z Justinem Timberlakiem w komedii romantycznej „Friends with Benefits”. Kilka miesięcy wcześniej to samo robiła Natalie Portman z Ashtonem Kutcherem w „Sex Story”. Rok wcześniej podobny schemat pojawił się w „Love and Other Drugs”, w którym Anne Hathaway pokazała cycki, a Jake Gyllenhaal goły tyłek (obydwa eksponaty całkiem niezłe). W tym filmie było trochę bardziej dramatycznie, więc to nieco inna historia niż u Kunis i Portman... ale mimo to bardzo daleka od świeżości! „Sex Story” to zrzynka z filmu „Sweet November” z 2001 roku, w którym Keanu „Jedna twarz” Reeves miział się ze śmiertelnie chorą Charlize Theron. W „Love and Other Drugs” schemat jest dokładnie ten sam, tylko zakończenie bardziej cukierkowe.
Dostajecie zawrotów głowy? Ja mam nudności. A to przecież nie koniec! Mamy jeszcze czas remake'ów! Dzisiaj przerabia się dosłownie wszystko co się da!
Komedie z dawnych lat: - „Get Smart”, „Arthur”, „Bedazzled”...
horrory - „The Amityville Horror”, „Świt żywych trupów”...
fantastykę/fantazy - „Starcie tytanów”, „Death Race”...
Dosłownie wszystko! Doszło do tego, że robi się nawet prequele do remaków (nowy „The Thing”), a nawet remaki remakeów (trzeci z kolei "”Freaky Friday”)!
Do tego dochodzą jeszcze restarty. W przyszłym roku do kin wchodzi chociażby „The Amazing Spider Man"”. Mimo, że zaledwie kilka lat temu, w 2007, widzieliśmy "”Spider-Mana 3”. W 2009 był restart Star Treka, a poprzedni film widzieliśmy w 2002.
Globalne ogłupienie?
Restarty czasem wychodzą seriom na dobre (ot chociażby wspomniany Star Trek), nowe wersje klasyków są nieraz udane, a do prequeli w zasadzie nic nie mam, poza tym, że najczęściej są nędzne. Ale nie w tym rzecz. Chodzi o to, że chyba mamy globalną pandemię wirusa ogłupiającego twórców. Jak inaczej wyjaśnić tak wtórną pracę filmowców zza oceanu? Widzę trzy wyjaśnienia:
albo członkowie tych groźnych związków zawodowych scenarzystów są leniwymi dupkami, którym nic się nie chce i zamiast przyłożyć się do pracy, wolą przerabiać już gotowe treści,
albo twórcy z Hollywood mają to w głębokim poważaniu i chcą tylko trzepać kasę,
albo wspomniany wirus wyżarł im zdolność zapamiętywania czegokolwiek na dłużej niż dwa lata i sami nie wiedzą, że się powtarzają.
W tym wszystkim dziwi mnie tylko to, że wbrew amerykańskiej pasji do odtwarzania wszystkiego po sto razy, na świecie wcale nie brakuje zdolnych i kreatywnych ludzi. W maju tego roku Amazon pochwalił się, że w pięć pierwszych miesięcy 2011 roku w jego platformie dla samodzielnych autorów pojawiło się 175 000 nowych książek. Dodałem do tej puli jedną pozycję w postaci mojej powieści „Trójka”, więc wiem jak proste jest opublikowanie czegoś w dzisiejszych czasach. To samo jest na stronie Smashwords, która co miesiąc dodaje do oferty kilka tysięcy książek i przyciąga już około 30 000 autorów. A to tylko książki. Są przecież jeszcze komiksy, gry wideo, filmy krótkometrażowe itd.
Oczywiście w tym nawale nowości zapewne około 80 procent to szmiry. Ale nawet jeśli tylko 20 procent stanowiłyby dzieła warte uwagi, to potencjał jest ogromny. Do diabła! Nawet gdyby tylko 1 procent wszystkich tych publikacji stanowiły historie ciekawe i nowatorskie, to mamy zapas scenariuszy na ciekawe filmy na następne 100 lat.
Oczywiście część takich materiałów trafia na ekrany kin i telewizorów. Fani seriali „Gra o Tron” „Walking Dead” czy filmu „Dystrykt 9” wiedzą o czym mówię. Adaptacje komiksów, opowiadań i książek robi się dzisiaj na potęgę, a twórcy coraz częściej sięgają też po gry. Jednak mimo to w ciągu najbliższych lat zobaczymy między innymi:
- remake RoboCopa,
- nową Pamięć Absolutną,
- kolejnego Supermana, mimo, że żaden poprzedni nie rzucał na kolana,
- nowego Kruka, tak jakby ktoś był w stanie przebić oryginał,
- restart Sędziego Dredda,
- nową Godzillę,
- i nowego Evil Deada.
Część z tych filmów pewnie się uda i fani będą zadowoleni. Ja sam z chęcią parę z nich obejrzę. W remakach nie ma niczego złego... jeśli są tylko dodatkami do ogólnie panujących nowości. Obecnie wygląda jednak na to, że do pełni szczęścia widz będzie musiał zrobić sobie lobotomię, starając się uszkodzić ośrodki pamięci krótkotrwałej. Albo to, albo niezbyt przyjemna kąpiel w zatęchłej wodzie śmierdzącej wtórnością.
Szymon Adamus
5 komentarzy:
fajnei, że książka jest na amazonie, ale na smashwords tez jest w wersji na kindle i polowe taniej, dlaczemu nie dajesz w tresci linka tam?
Fajny post :)
Anonimowy - po pierwsze dlatego, że Amazon ma lepsze warunki wypłaty środków z konta. Po drugie by promować moją powieść w najbardziej znanym miejscu.
Jest ona dostępna u wielu sprzedawców. Również polskich (Wydaje.pl, RW2010, Virtualo, nawet Empik). W wielu miejscach jest taniej niż na Amazonie, bo niestety Amazona dolicza podatki do sprzedaży w Europie (oryginalnie książka jest tam za 1,99$). Zachęcam do wybierania najtańszej oferty, ale promuję Amazon, bo jest największy i otwarty na self publishing. Chcę być gotowy na jego wejście do Polski (podobno w okolicach kwietnia).
OK rozumiem, ma sens to co piszesz. :) Kupiłem sobie na pewno nei będę żałował (jak się tak mało płaci to można się zaskoczyć bardzo pozytywnie, ale żałować się nie da :D)
Ta lektura to zdecydowanie pozytywne doświadczenie :)
Prześlij komentarz